0
Astrid 17 czerwca 2014 22:12
Wiem, że ani Majorka ani Paryż nie są oryginalnymi destynacjami i pewnie większość z Was już tam była, ale jeśli komuś moja relacja pomoże w planowaniu podróży, lub zachęci do wyjazdu, to warto ją napisać.

2.06.2014
Do Palmy de Mallorca lecieliśmy Ryanairem. Wylot mieliśmy z Poznania. Mimo złych doświadczeń w jeździe pociągiem do miasta wylotu, zdecydowaliśmy się właśnie na ten środek lokomocji. Czekała nas wczesna pobudka, bo już po 4 rano. Pociąg mieliśmy ok. 5.30, a do Poznania dojechaliśmy niespełna dwa godziny później. Na dworcu już czekał na nas kierowca z Blacklane (firma oferująca przejazdy limuzynami). Dzięki promocyjnemu kodowi na 30 €, przejazd na lotnisko mieliśmy za darmo. Czas oczekiwania na samolot minął szybko i o 9.50 wylecieliśmy na Majorkę. Pewien pasażer postanowił uatrakcyjnić monotonny lot i na pokładzie oświadczył się swojej wybrance. Został przyjęty, a pozostali pasażerowie nagrodzili parę gromkimi brawami. W Palmie de Mallorca wylądowaliśmy o 12.40. Nie mieliśmy bagażu rejestrowanego, więc od razu udaliśmy się do hali przylotów. Transfer z lotniska do hotelu zamówiłam przez stronę http://www.a2btransfers.com. Koszt przejazdu to ok. 25 zł od osoby. Tym razem nie czekał na nas Pan z karteczką (do czego się przyzwyczailiśmy), tylko sami musieliśmy odnaleźć biuro firmy. Tam przekazano nam numer autobusu, do którego mieliśmy się udać. Podróż z lotniska do Puerto de Alcudia, gdzie znajdował się nasz hotel, trwała ok. godziny.
Zamieszkaliśmy w hotelu Bellevue Club. Hotel zajmuje ogromny teren, ok. 25 hektarów. Przyznam, że przez 5 dni pobytu nawet całego nie obeszliśmy. Hotel składa się z kilkunastu budynków, każdy z inną nazwą. My mieszkaliśmy w Minerva II. Hotel posiada 8 basenów +2 dla dzieci, wiele barów, sklepów, korty tenisowe.

Image
Nasza część hotelu - Minerva II

Image
Przy rzece przepływającej przez teren hotelowy.

Image
Scena, na której odbywały się różne występy.

Gdy udaliśmy się do recepcji w celu zameldowania, czekała nas niemiła niespodzianka. Dwie bardzo długie kolejki. Przyznam, że pierwszy raz spotkałam się z tym, żeby trzeba było czekać na zameldowanie. Ale była godzina 15, a od 15 zaczynała się hotelowa doba. Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że hotel dysponuje prawie 1500 pokojami, więc gości przyjmuje mnóstwo. W kolejce czekaliśmy ponad pół godziny. Za pośrednictwem booking.com zarezerwowałam apartament typu studio, więc jakie było nasze zdziwienie, gdy weszliśmy do środka i zobaczyliśmy wiele drzwi. Okazało się, że dostaliśmy apartament z dwiema sypialniami, salonem, kuchnią i łazienką. Za 5 dób dla 3 osób zapłaciliśmy 204€. Wiem, że można było taniej, ale zależało nam na bezpłatnej anulacji, a tylko booking.com dawał taką możliwość.

Image
W naszym salonie.

Hotel Bellevue ma bardzo dobrą lokalizację, położony jest nad jeziorem. Z naszego pokoju na 5 piętrze mogliśmy podziwiać i jezioro i rzekę i główną ulicę handlową.

Image

Image

Image
Widoki z okien.

Od plaży nasz budynek dzieliło kilkaset metrów, ale pod warunkiem, że z terenu hotelowego na ulicę wychodziliśmy… przez dziurę w płocie. Mówię poważnie. Nawet nie było to dla mnie zaskoczeniem, ponieważ spotkałam się z tym już w Portugalii. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego hotele zajmujące ogromny obszar, mają tylko jedno, główne wyjście na ulicę, a wszystko dookoła jest ogrodzone płotem. Gdybyśmy chodzili główną drogą, robilibyśmy ogromne koło.

Po rozpakowaniu i odpoczynku udaliśmy na spacer po Puerto de Alcudia. Wieczorem poszliśmy zrobić zakupy w supermarkecie Eroski. Jest to najtańszy sklep na Majorce.

Przykładowe ceny:
Woda 6 l – najtańsza 0,69 €, ale była wiecznie wyprzedana, więc kupowaliśmy po 0,99 €.
Woda 0,5 l- 0,20 €
Bagietka - 0,45 €
Jajka 9 szt. – 1,09 €
Banany 1kg - 0,69 € (promocja)3.06.2014
Drugi dzień naszego pobytu na Majorce to był wtorek. Jeszcze będąc w Polsce, znalazłam w Internecie informację, że we wtorki w Alcudii odbywa się targ. Było więc z góry postanowione, że tego dnia musimy się tam wybrać. Według map Google z hotelu do starego miasta w Alcudii jest ok. 3,5 km. Tego dnia nie było wielkiego upału, więc szło się przyjemnie. Szliśmy i szliśmy cały czas prosto, aż w końcu doszliśmy do ronda, gdzie już trzeba było gdzieś skręcić. Na szczęście na rondzie były drogowskazy i jeden z nich wskazywał kierunek do Alcudii. Gdy skręciliśmy byliśmy już pewni, że idziemy w dobrą stronę, ponieważ przed nami szło wielu innych turystów. Targ jest bardzo klimatyczny, ponieważ duża część stoisk znajduje się w wąskich i uroczych uliczkach Alcudii. Asortyment na targu jest bardzo urozmaicony. Można tam kupić wszystko, od owoców i warzyw, po ubrania, torebki i kosmetyki. Jednak ceny nie były zbyt atrakcyjne. Niektóre przedmioty widzieliśmy w niższej cenie w sklepikach niedaleko hotelu. Tak, więc nic nie kupiliśmy, ale uważam, że warto było pójść na targ chociażby dla zobaczenia Alcudii.
W drodze powrotnej zrobiliśmy zakupy w Lidlu. Ceny nieznacznie wyższe od Eroski.

Image

Image4.06.2014
Trzeci dzień postanowiliśmy przeznaczyć na odpoczynek. Dwie godziny spędziliśmy przy basenie.

Image
Jeden z basenów.

Image
Przy basenie.

Image
Góra, która gdy pobłądziliśmy, wskazywała nam drogę do hotelu.


Następnie udaliśmy się na plażę. Plaża piaszczysta, piękne turkusowe morze, ale nie wyróżniała się niczym szczególnym (co może zachwycić tego, kto widział plaże Algarve?), ale to było tylko pierwsze wrażenie. Gdy weszłam do morza byłam zachwycona. Woda była ciepła, przejrzysta, można było iść kilkadziesiąt metrów w głąb morza, a woda nadal sięgała do kolan. Świetna sprawa. Strasznie mi się to podobało. Nie bez powodu plaża ta nazywana jest jedną z najlepszych na Majorce. Leżaki na plaży są oczywiście płatne. Zestaw dwa leżaki i parasol kosztuje 9 €.

Image

Image

Image

Image
Na plaży.


W Eroski kupiliśmy dwa hiszpańskie winka:
Image

Image


O godz. 17 byliśmy umówienie na odbiór samochodu. Auto zarezerwowałam przez Internet w wypożyczalni Vanrell. Była to jedyna wypożyczalnia, która spełniała nasze wymagania: bezpłatny odbiór w Puerto de Alcudia, a zwrot na lotnisku, brak depozytu za paliwo i brak konieczności posiadania karty kredytowej. Wypożyczenie samochodu z grupy A na 3 doby kosztowało 75 €, ale dodatkowo wzięliśmy jeszcze ubezpieczenia szyb i lusterek za 4 €/doba, więc razem wyszło 87 €. Podpisaliśmy dokumenty i bez problemu otrzymaliśmy kluczyki do małego Twingo. Samochód może nie grzeszył wyglądem, ale dobrze się sprawował na górskich drogach i był bardzo ekonomiczny.

Image5.06.2014
Na ten dzień zaplanowaliśmy całodzienną wycieczkę samochodową po Majorce. Pierwszym punktem naszej podróży była Sa Calobra. Aby dojechać do tej pięknej zatoki należy pokonać setki ostrych zakrętów. Do tego trzeba uważać na kolarzy, których na całej Majorce jest, co nie miara. Przyznam jednak szczerze, że czytając komentarze innych osób spodziewałam się, że dojazd będzie trudniejszy. Nie jest to żadna polna droga, tylko utwardzona, w miarę szeroka. Wystarczy doświadczony kierowca i sprawny samochód (hamulce!), a na pewno dojedziecie. Radzę tylko powstrzymywać się od patrzenia w dół. Która droga jest straszniejsza: dojazd do Tizi n Tichka w Maroku czy do Sa Calobra? Chyba jednak Tizi n Tichka.

Image
Oto droga, którą trzeba pokonać, aby dojechać do zatoki Sa Calobra.

Warto pokonać te serpentyny, bo po dojeździe do Sa Calobra naszym oczom ukazuje się przepiękny widok – skały otoczone turkusowym morzem. Przechodząc przez tunele wydrążone w skale docieramy na uroczą plażę. Zdecydowanie warto odwiedzić to miejsce! Radzę Wam jednak przyjechać tutaj w godzinach przedpołudniowych. My tak zrobiliśmy i udało nam się znaleźć bezpłatne miejsce parkingowe. Gdy odjeżdżaliśmy, nawet na płatnym parkingu brakowało miejsc.

Image

Image

Image
Sa Calobra.


Następnie pojechaliśmy do Port de Soller. Nigdzie nie było wolnych miejsc do zaparkowania, więc wjechaliśmy na płatny parking. Za trochę ponad godzinę zapłaciliśmy 1 €.

Image

Image
Port de Soller

Image
Słynny drewniany tramwaj kursujący między Port de Soller a Soller.

Kolejnym punktem na naszej trasie była miejscowość Fornalutx. Można się tam poczuć tak, jakbyśmy przenieśli się w czasie. Kamienne domy z zielonymi okiennicami, wąskie uliczki ozdobione donicami pełnymi kwiatów, kamienne schody. Miasteczko ma niezwykły klimat, który bardzo mi się podoba.

Image

Image

Image
W Fornalutx

Tego dnia żar lał się z nieba, a to potęgowało zmęczenie. Mieliśmy jechać jeszcze do Valldemossy, ale brak sił i obawa, że zabraknie nam paliwa, sprawiły, że zrezygnowaliśmy. Przez całą trasę Alcudia - Sa Calobra – Port de Soller – Fornalutx nie było ani jednej stacji benzynowej! Z Formalutx pojechaliśmy, więc prosto do Palmy de Mallorca. Największe wrażenie w stolicy Majorki zrobiła na nas Katedra La Seu.

Image
Katedra La Seu.

Zmęczeni, ale pełni wrażeń, wróciliśmy do naszego hotelu w Puerto de Alcudia.6.06.2014
Tego dnia wstaliśmy bardzo późno. Od razu po śniadaniu udaliśmy się na plażę.

Image

Image

Popołudniu pojechaliśmy na Przylądek Formentor. Znów trzeba było pokonać wiele zakrętów i jechać wąską drogą nad przepaściami, ale dojazd nie jest aż tak wymagający jak do Sa Calobra, a przede wszystkim jest krótszy. Po drodze warto zatrzymać się w punkcie widokowym Mirador des Colomer, którego rozpościera się wspaniały widok na przylądek. Pojechaliśmy jeszcze na szczyt do strażnicy Talaia d’Alberciux. Ostatnie kilkaset metrów pokonaliśmy pieszo, bo tam już nie było żadnej barierki zabezpieczającej! Ale zdecydowanie warto, widoki spektakularne.

Image

Image

Image

Image7.06.2014
W sobotę, 7.06. przyszedł czas na opuszczenie Majorki. Check-out mieliśmy o godz. 12, więc postanowiliśmy wykorzystać jeszcze poranne godziny.

Image
Mapa naszego kompleksu hotelowego.

Samochodem pojechaliśmy do portu w Puerto de Alcudia. W porcie można sobie pospacerować i przy okazji podziwiać jachty. Tego dnia termometry wskazywały 36 stopni! Więc gdzie tylko się dało szukaliśmy cienia.

Image

Image
Port jachtowy.

Punktualnie o 12 wróciliśmy do hotelu, załadowaliśmy bagaże do samochodu, wymeldowaliśmy się i wyruszyliśmy na lotnisko. Mimo, że to 60 km, droga minęła szybko, ponieważ cały czas jedzie się autostradą. Co ważne – autostrady na Majorce są darmowe. Zgodnie z umową, samochód zostawiliśmy na trzecim piętrze parkingu w sektorze F/G i udaliśmy się do hali odlotów. Nasz lot z PMI do ORY obsługiwał Vueling, ale my mieliśmy bilety na Iberię, więc każdy mógł bezpłatnie nadać bagaż rejestrowany. Nadszedł czas odlotu. Adios Majorko! Czas na Paryż!

Image
Lotnisko w Palmie.7.06.2014 - ciąg dalszy.
Lot z Palma de Mallorca do Paryża trwał niespełna dwie godziny, więc minął bardzo szybko. Po godz. 17 wylądowaliśmy na lotnisku Paryż Orly. Na bagaże trzeba było czekać dość długo, ok. pół godziny.
Aby dojechać do hotelu chcieliśmy skorzystać z tramwaju nr 7, a następnie przesiąść się do metra. Była to zdecydowanie najtańsza opcja - 2,74 €, (pakiet 10 biletów jednorazowych do poruszania się po Paryżu kosztuje 13,70 €, a żeby dojechać z lotniska do centrum trzeba wykorzystać dwa bilety). Jednak nie było to takie proste. Okazało się, że na lotnisku panuje zmowa milczenia. Nikt nic nie wie o tramwaju, albo nie chce powiedzieć. Wszyscy kierowali nas na pociąg, którym dojazd do Paryża kosztuje 11,65 €! Obeszliśmy cały terminal Ouest i nic. W końcu postanowiliśmy pojechać na terminal Sud i to był dobry pomysł, ponieważ okazało się, że tramwaj właśnie tam się zatrzymuje. Tramwajem dojechaliśmy do przystanku Villejuif - Luis Aragon, tam przesiedliśmy się do metra i dojechaliśmy do stacji Ecole Veterinaire de Maisons-Alfort , w pobliżu której znajdował się nasz hotel.
Zamieszkaliśmy w 3* Appart City Saint Maurice. Hotel znajduje się w spokojnej okolicy. Bez strachu mogliśmy wracać o 1 w nocy. Mieliśmy pokój z aneksem kuchennym, więc można było samemu przygotować posiłek. Za pobyt 3 osób przez 4 doby zapłaciliśmy 925 zł (płatność z góry w Polsce) + opłata klimatyczna 0,85 € os/doba (płatne na miejscu).
Tego dnia, z uwagi na późną porę już nigdzie nie poszliśmy. Włączyliśmy telewizor, a tam w kółko poruszane były tylko dwa tematy: fala upałów we Francji oraz francuscy piłkarze odlatujący na Mundial.

Image

Image
Hotel Appart City Saint Maurice8.06.2014
Jakież było nasze zdziwienie, gdy rano obudziliśmy się i zobaczyliśmy za oknem ulewę. Przecież poprzedniego dnia oglądaliśmy prognozę pogody i zapowiadali gorąco i słonecznie. Jednak po kilku chwilach przestało padać, wyszło słońce i nie zaszło aż do samego wieczora.

W Paryżu funkcjonuje system wypożyczania rowerów Velib. Bilet jednodniowy kosztuje zaledwie 1,7 €. Rower można wypożyczyć dowolną ilość razy w ciągu dnia, ale należy pamiętać, że każdy rower można mieć nie dłużej niż 30 min. Jeśli oddany go po tym czasie doliczane są dodatkowe opłaty. Rower ma bowiem służyć do przemieszczania się z punktu do punktu, a nie całodziennych wycieczek. Bilet najlepiej kupić przez Internet, wtedy unikniemy wysokiej blokady na karcie.
Jednak 30 min mija bardzo szybko, zwłaszcza jak się nie zna drogi, a znaleźć trzy sprawne rowery lub wolne miejsca wcale nie było tak łatwo. Po kilku próbach zrezygnowaliśmy z tego sposobu przemieszczania się po mieście, a jedynie jeździmy rekreacyjnie po parku, niedaleko hotelu. Tutaj nigdy nie było problemu z wypożyczeniem, czy oddaniem roweru.

Image
Przejażdżka rowerem


Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Opery Garnier. Opera prezentuje się bardzo okazale.
Image


Następnie udaliśmy się do Luwru. Było już południe. Upał ogromny. Na placu przed Luwrem uliczni sprzedawcy nie nadążyli sprzedawać wody. Od jednego z czarnoskórych sprzedawców kupiliśmy dużą wieżę Eiffla za 10 €. Inni nie chcieli nawet słyszeć o takiej cenie, a on dorzucił nam gratis jeszcze dwie małe wieżyczki-breloczki.
Image
Nasza wieża

Image

Image


Następnie idąc w kierunku Notre Dame przeszliśmy przez most Pont des Arts. Jest to most biegnący przez Sekwanę, na którym zakochani przypinają kłódki. Muszę przyznać, że ilość kłódek robi ogromne wrażenie.
Image


Katedra Notre Dame to kolejny obowiązkowy punkt wizyty w Paryżu.
Image


Następnie udaliśmy się zobaczyć Panteon (akurat kopuła była w remoncie), a stamtąd do Ogrodów Luksemburskich. W ogrodach odpoczęliśmy chwilę na ławeczce w cieniu. Akurat był jakiś koncert, więc można było posłuchać muzyki. Potem poszliśmy zobaczyć Pałac Luksemburski i znajdujące się przed nim sztuczne jezioro, na którym dzieci puszczają żaglówki.

Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

shakal 23 czerwca 2014 18:02 Odpowiedz
Fajnie Ciepło i przyjemnie :) zawsze to lepiej niż w deszczowej Irlandii :)
dexmorgan 8 lipca 2014 11:11 Odpowiedz
Fajna relacja :)
zorro36 10 lipca 2014 20:57 Odpowiedz
Wspaniała opowieść i cudowne miejsca :).
feliks 19 lipca 2014 22:37 Odpowiedz
Fajne opisy i zdjęcia. Ja również byłem na Majorce i naprawdę bardzo mi się tam spodobało. Myślę, że tam po prostu nie da się nudzić :)Pozdrawiam.
astrid 21 lipca 2014 20:25 Odpowiedz
11.06.2014W środę, 11.06. opuściliśmy hotel i metrem pojechaliśmy do Porte Maillot. To stamtąd ruszają autobusy na lotnisko Beauvais. Trochę nam zajęło zanim znaleźliśmy kasy biletowe. Bilet w jedną stronę kosztuje 17 €. Autobus rusza dopiero jak zapełnią się wszystkie miejsca. Chwilę, więc trzeba było zaczekać, a my już nerwowo spoglądaliśmy na zegarek. W końcu autobus ruszył. Gdy dojechaliśmy na lotnisko była jeszcze godzina do odlotu. Mieliśmy trzy walizki, które musieliśmy złączyć na jeden bagaż rejestrowany. Włożyliśmy je do dużego worka i owinęliśmy taśmą. Pakunek nadaliśmy bez żadnego problemu. Przed kontrolą bezpieczeństwa pracownicy lotniska sprawdzali wymiary bagażu podręcznego. Pierwszy raz się z tym spotkałam, mimo, że to nie była moja pierwsza wizyta na tym lotnisku. Lot odbył się planowo i w Poznaniu wylądowaliśmy o 16. Przejazd z lotniska na dworzec PKP ponownie mieliśmy za darmo dzięki promocji Blacklane.W Paryżu każdy z nas zużył 11 jednorazowych biletów. Metro jest zdecydowanie najlepszym sposobem poruszania się po mieście. Jednak gdy jedziemy z walizkami ogromnym problemem jest praktycznie brak ruchomych schodów na stacjach. To udogodnienie występuje bardzo rzadko. Na stacjach i w metrze spotyka się osoby, które śpiewają, grają lub po prostu żebrzą, jednak było ich zdecydowanie mniej niż np. w Barcelonie. Jedna z tych osób zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Był to śpiewający czarnoskóry mężczyzna. Miał naprawdę niesamowity głos! Nie pamiętam dokładnie na jakiej stacji go spotkaliśmy, ale była to albo Trocadero albo Franklin D. Roosevelt albo Concorde.Cała podróż była bardzo udana i mimo, że dobiegła już końca, wspaniałe wspomnienia będziemy mieli na zawsze.KONIEC
shiver 23 lipca 2014 09:00 Odpowiedz
Brawo, dokładny i ciekawy opis.
greg1291 23 lipca 2014 15:25 Odpowiedz
Wreszcie opis skutecznego łączenia bagażu podręcznego w rejestrowany do Wizz. ;-) Ciekawa relacja.